Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Bolesławiec
„Komary” i wojenne BMW

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Był taki czas, gdy powód do dumy stanowiło posiadanie polskiego motorowera „Komar”. Już w latach 1957 – 1958 zaczęto testować pierwsze prototypy owych maszyn, przy czym najlepsze tory, weryfikujące ich możliwości trakcyjne, stanowiły lokalne drogi i szosy.
„Komary” i wojenne BMW

„Komary” i wojenne BMW
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.„Komary” i wojenne BMW
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.„Komary” i wojenne BMW
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Z jednej strony zapewniały one rzetelne sprawdzanie konstruowanych pojazdów w warunkach normalnej eksploatacji - z drugiej zaś umożliwiały konieczne badania techniczne przy braku solidnego zaplecza testowego.

Ostatecznie powstał motorower zgrabny, nieskomplikowany i stosunkowo niezawodny, produkowany przez Zjednoczone Zakłady Rowerowe w Bydgoszczy, a następnie także Zakłady Predom Romet. Serie kolejnych pojazdów, wielokrotnie zresztą modyfikowanych, zainaugurował „Komar 230”. Posiadał dwubiegową skrzynię, zapewniającą zmiany przełożenia napędu manetką, wmontowaną w obrotową rękojeść kierownicy.

Zanim unowocześniono sposób uruchamiania silnika, stosując stałe oparcia dla stóp i specjalną, nożną dźwignię rozrusznika, celowi temu służyły zwyczajne pedały. Tworzyły one także dość iluzoryczną możliwość skorzystania z dodatkowego napędu w przypadku jakiejś awarii silnika. Kto jednak próbował posłużyć się „nożnym” motorem na dłuższym odcinku drogi, rychło miał dość kręcenia pedałami z włączoną „dwójką”.

„Komar” co prawda rzeczywiście jechał, ale mimo samozaparcia przymusowego cyklisty pokonywał trasę niezmiernie wolno. I chociaż nie ważył zbyt wiele, to jednak pokonanie każdego wzniesienia wymagało znacznego wysiłku, więc łatwiej było po prostu jednoślad prowadzić.

Zorganizowana swego czasu eskapada trzech takich toczydełek z Bolesławca do Szklarskiej Poręby pozwoliła jej uczestnikom nie tylko poznać piękno mijanej okolicy, ale również docenić „Komara” jako „maszynę terenową”. Spisywał się bowiem dzielnie nawet na stromych podjazdach, a raz zatankowany „pod korek” bak wystarczał na długo. Niestety - dwusuwowy silnik ochoczo wypluwał błękitnawe chmurki spalin, które z pewnością nie służyły dobrze naturze…

Jedyny wycieczkowy nocleg w użyczonej przez rolnika szopie okazał się niezwykle intrygujący. Oto bowiem w kącie dużego pomieszczenia stała jakaś rdzewiejąca maszyneria, przyprószona resztkami siana i przykryta strzępami szmat. Zapytany o nią gospodarz chętnie pozwolił na dokładne obejrzenie interesującego przedmiotu.

Był to motocykl z koszem, wielki, ciężki, najpewniej wojskowy pojazd z czasów ostatniej wojny. Co prawda farba tylko na zbiorniku paliwa jakoś przetrwała, natomiast większość metalowych części, włącznie z obręczami kół, szprychami i rozłożystą kierownicą pokrywała rdza.

Wiekowy rolnik nadzwyczaj pobłażliwie reagował na zachwyt przybyłych „komarowców”. Porzucony w jego obejściu, zdezelowany motocykl stał najpierw długo pod gołym niebem, wreszcie odwiedzający gospodarza syn uznał, że warto go uchronić przed całkowitą degradacją. Służył pierwotnie dzieciakom jako rekwizyt w trakcie militarnych zbaw, ale fascynacja owym „złomem” dawno minęła. Wepchnięto więc maszynę do szopy, gdzie tkwiła od dłuższego czasu. Zawadzała i w najbliższym czasie miała trafić na złomowisko.

W roku 1967 nie działali tak licznie jak dzisiaj entuzjaści militarnych staroci, więc nikomu do głowy nie przyszło, że pordzewiały motocykl to prawdziwy skarb. Posiadał najprawdopodobniej kompletny silnik, oprzyrządowanie kierownicy, lampę i inne elementy. Wszystkie koła zachowały ogumienie – co prawda dawno pozbawione powietrza w dętkach, ale został nawet znaczek BMW.

Znaleziony w szopie pojazd nie miał tablic rejestracyjnych, być może należał wcześniej do jakiegoś oddziału Wehrmachtu. Tak przynajmniej sugerowała wyobraźnia „komarowców”. Zafascynowani militarną pamiątką ostatniej wojny nie mogli usnąć, długo rozmawiając o motocyklu. Rano, przed wyjazdem, zachęcali gospodarza, by nie oddawał go na złom. Starszy człowiek, który przeżył wojnę na terenie II Rzeczypospolitej, nie podzielał fascynacji wrakiem niemieckiego pojazdu. Być może przypominał mu to, co robili jeżdżący podobnymi maszynami hitlerowscy barbarzyńcy.

Co się ostatecznie z owym motocyklem stało - nie wiadomo …


Zdzisław Abramowicz



Dzisiaj
Piątek 29 marca 2024
Imieniny
Marka, Wiktoryny, Zenona

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl


OtoLubin.pl © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl