- Ale Meksyk! - powiedział do syna jeden z kierowców parkujących pod centrum handlowych. Na miejscu pojawiliśmy się po godzinie 11 i już wtedy niemal wszystkie miejsca parkingowe były zajęte. Klienci w pośpiechu kierowali się w stronę marketu. Przyczyny wizyty były oczywiste. Większość pytanych osób wskazywało na potrzebę kupna produktów niezbędnych przy przygotowywaniu śniadania wielkanocnego.
Większość produktów kupiłam już wcześniej – mówi Agnieszka Marczuk z Siedlec – Dziś szukałam ostatnich składników na wielkanocny stół. Ruch w sklepie był naprawdę duży. Mamy już to za sobą, a teraz wracamy do domu.
Jest tłok i ludzie wariują. Prawdziwy szał pał – powiedział nam mężczyzna odjeżdżający z parkingu. On miał tę gonitwę, przynajmniej w dużej części, już za sobą. Sposobów na radzenie sobie z przedświątecznym stresem było więcej. - Przyszedłem z listą zakupów przygotowaną przez żonę. Nic szczególnego – ciasta, owoce i inne smakołyki – powiedział nam Edward Ostręgal. Mężczyzna nie krył radości, ponieważ spotkał w centrum handlowym swoje wnuczki. - Naprawdę miłe spotkanie. Nie planowaliśmy tego spotkania, ale cóż, taki to czas, że wszyscy biegają po sklepach – stwierdził, po czym udał w kierunku domu razem z wnuczkami i synową.
Dużym wzięciem cieszyły się pistolety na wodę. - Zapłaciłam osiemnaście złotych – powiedziała nam Małgorzata Siemianowicz z Chocianowa. - Fajnie, że nie było jeszcze dużych kolejek przy kasach. Myślałam, że będzie dużo gorzej – stwierdziła.
Przedświąteczna gorączka potrwa zapewne do zamknięcia ostatniego sklepu.