Prezydent Lubina chce przejąć linie kolejowe na trasie Lubin – Legnica. Problem polega na tym, że od wielu lat władze miasta usiłują wskrzesić połączenia do Lubina, jak na razie z marnym skutkiem. Można by powiedzieć, że w tym mieście kolej umarła już dawno. Ludzie wybierają autobusy i samochody, które zapewniają im nie dość, że o wiele szybszy transport, to jeszcze tą pewność, że dojadą tam gdzie chcą.
Tymczasem pojawiła się szansa na wykorzystanie pociągów – choć nie bez poniesienia kosztów.
- Polskie Linie Kolejowe nie są zainteresowane remontem tych torów – mówi Krzysztof Maj, rzecznik prasowy prezydenta. - Pierwsze prace planowane są dopiero po 2020 roku. W związku z tym prezydent zawnioskował o przejęcie kolei przez samorządy. My te tory wyremontujemy i rozbudujemy, tak by rozszerzyć transport do Polkowic i Głogowa.
Władze miasta mają nadzieję na to, że PLK nie będzie rozbić problemów, tym bardziej, że od trzech lat w Lubinie porusza się temat wprowadzenia w życie projektu „Jeden bilet – jedna taryfa”, który w zasadzie opiera się na kolei.
- Trudno budować jakiś system, kiedy nie ma się podstawowego elementu – mówi Maj. - Według naszych szacunków trzeba by dobudować około 80 kilometrów torów. Na przykład dla szynobusów nie trzeba stawiać specjalnych przystanków, wystarczy chodnik w dobrym stanie, szynobus staje, pasażerowie wysiadają, wsiadają i jadą dalej. W taki sposób można kibiców dowozić na lubiński stadion, ludzi do pracy w Polkowicach czy Głogowie.
Rzecznik prezydenta przekonuje, że teraz wszyscy wracają do kolei. - Jest to o wiele bezpieczniejszy środek transportu – mówi Maj. - Samochody, autobusy czy busy mogą mieć wypadki, mogą się zderzyć na drodze.
Palny są ambitne, szczególnie w połączeniu z projektem „Jeden bilet – jedna taryfa”, ale ile mogą kosztować?
- Za wcześnie by mówić o konkretnych kwotach – zaznacza Maj. - Kosztorysy zostaną przygotowane przez konsorcjum, które pracuje nad projektem scalenia transportu na terenie Zagłębia Miedziowego. Wtedy poznamy konkretne wyliczenia.