16 tysięcy dolarów miesięcznej pensji, praca dla żony, służbowy samochód, mieszkanie, telefon i dwa razy do roku bilety lotnicze do Polski dla całej rodziny – to były warunki Czesława Michniewicza, o których napisał w mailu, skierowanym do Anny Johnson, asystentki dyrektora Los Angeles Galaxy, Alexi Lalasa. Oferta okazało się wielką prowokacją, a asystentka – Martą Kossecką – Rawicz, zagraniczną korespondentką dziennika. Dzisiejszy Super Express tłumaczy skąd pomysł na prowokację: "W oficjalnych wypowiedziach Czesław Michniewicz podkreślał wcześniej, że nie chce odchodzić z Lubina, ale z drugiej strony wypuszczał takie "kwiatki", jak te o zainteresowaniu jego osobą ze strony Steauy Bukareszt".
Super Express postanowił w końcu sprawdzić, jak jest naprawdę. Czy Michniewicz jest skłonny opuścić Lubin i czy jest w stanie uwierzyć, że interesuje się nim klub, który zatrudnia samego Davida Beckhama. Odpowiedź na oba pytania brzmi: "Tak".”
Czesław Michniewicz w listach szczerze odpowiada na pytania ile zarabia i jakie są jego warunki. "Mam obowiązującą umowę do czerwca 2009 roku, ale istnieje możliwość wcześniejszego rozwiązania za porozumieniem stron" - pisze w e-mailu do "pani Johnson" Michniewicz. " Obecnie zarabiam miesięcznie 48 tysięcy polskich złotych, to jest w przeliczeniu ok. 16 tysięcy dolarów, do tego dochodzą bonusy za wygrane mecze i zdobyte trofea. Do dyspozycji mam służbowe auto i telefon i klub wynajmuje mi mieszkanie. Jeśli miałbym się zdecydować na pracę u was, to oczekiwałbym podobnych warunków"
Czesław Michniewicz nie komentuje dzisiejszych doniesień.
Źródło: Super Express