Zakończenie sporu zbiorowego z dyrekcją, podwyżka płac zasadniczych i rzetelne informacje o stanie finansowym placówki – tego domagali się związkowcy, którzy przeprowadzili referendum strajkowe w szpitalu. Zdecydowana większość pielęgniarek, które wzięły udział w głosowaniu opowiedziała się za strajkiem. W ubiegłym tygodniu miało dojść do rozmów pomiędzy przedstawicielami związków, a dyrektorem, który piastuje tą funkcję od 2 stycznia bieżącego roku. Do porozumienia jednak nie doszło, ponieważ Rafał Koronkiewicz, dyrektor oświadczył, że nie miał dostatecznie dużo czasu, aby szczegółowo zapoznać się z sytuacją lubińskiego ZOZ.
W prawdzie przedstawicielki załogi przyznają rację, że faktycznie czasu było mało aby przejrzeć wszystkie dokumenty i podjąć decyzję o tym w jakim kierunku palcówka będzie się rozwijać, ale Małgorzata Siwoń przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, nie liczy na pozytywne rozwiązanie konfliktu.
- Czarno to widzimy – przyznaje. – Za każdym razem jest ta sama śpiewka – jak będziemy strajkować to nie dostaniemy wypłat albo nas zwolnią. Za każdym razem jesteśmy tak straszone.
Od czasu zmiany władz w powiecie lubińskim, szpital jest jednym ze zmartwień starosty Tadeusza Kielana. Nowe władze twierdzą, że sytuacja w ZOZ wcale nie jest tak różowa, jak ją przedstawiali poprzedni rządzący.
- Przez ostatnie kilka lat, radni powiatu byli informowani o dobrej sytuacji szpitala, który wręcz przynosił zyski, a teraz się okazuje, że są straty i to poważne, bo liczone w milionach złotych – powiedział starosta Tadeusz Kielan. – Od wielu lat słyszę o restrukturyzacji, o programach naprawczych, wreszcie o oddłużeniu szpitala, co rzeczywiście się udało dwa lata temu, natomiast efektów dzisiaj nie widać, ponieważ są milionowe straty.
Bernadeta Tułaza, która do objęcia funkcji przez Koronkiewicza pełniła obowiązki dyrektora szpitala przyznaje, że część zadłużenia wynika z tego, że Narodowy Fundusz Zdrowia niechętnie zwraca pieniądze za tak zwane nadwykonania.
- Narodowy Fundusz Zdrowia to nie jest przyjazny partner jeżeli chodzi o zwracanie kosztów leczenia – mówiła. – Część zadłużenia placówki wynika między innymi z niedopłacenia za usługi medyczne. Za 2009 rok z 3 milionów, które wypracowaliśmy ponad limitem, za usługi medyczne zostało nam zwrócone jedynie 800 tysięcy złotych na zasadzie ugody. NFZ nie miał więcej pieniędzy. Natomiast my wykonaliśmy te usługi dla ludzi potrzebujących, którzy przyszli do nas z różnymi schorzeniami.
Tułaza wyraziła również nadzieję, że dobre zarządzanie szpitalem może pomóc w rozszerzeniu działalności placówki, a to zdecydowanie zwiększy obszar negocjacji w NFZ.
- Za dziewięć pierwszych miesięcy 2010 roku jest strata ponad 3,5 miliona złotych – mówi Damian Stawikowski, członek zarządu powiatu. – To oznacza, że ponad 400 tysięcy miesięcznie szpital się zadłuża. Byliśmy informowani przez dyrekcję szpitala, że sytuacja jest dobra, że dyrekcja dostaje jakieś tam nagrody, że wszystko jest pięknie. Tak nas zapewniały poprzednie władze powiatu, niestety księgowość jest bezwzględna.
Z zarzutami obecnego zarządu powiatu nie zgadza się Małgorzata Drygas-Majka, była starosta. – Nie można jednocześnie mówić o tym, że jest świetna sytuacja, bo poprzedni zarząd oddłużył szpital, a za chwilę mówić, że wieloletnie nawarstwiające się straty dają dzisiaj wielomilionowe długi. Albo jest tak, albo tak. Wiem, że bilans robią firmy niezależne i według oświadczeń i zapisów nie ma zadłużenia jako takiego szpitala.
Dyrektor Koronkiewicz dał sobie miesiąc na zapoznanie się z sytuacją placówki pod kątem protestu związków zawodowych. Termin spotkania z przedstawicielkami pielęgniarek ustalono na połowę lutego.