Po latach procesowania się w końcu zostanie ogłoszony wyrok w głośnej sprawie mobbingu w lubińskim MOPS. Na ostatnim posiedzeniu sądu wysłuchano mów końcowych zarówno obrońcy, jak i samej oskarżonej Urszuli R., która wniosła o uniewinnienie od postawionych jej zarzutów.
- Prawda jest taka, że nie znałam szeregowych pracowników, może poza nielicznymi – mówiła Urszula R. - Sprawy załatwiałam z kadrą kierowniczą, a szeregowych pracowników spotykałam dwa razy w roku. Nie byłam w stanie zapamiętać twarzy 220 pracowników. Chciałabym również zauważyć, że prawie cały zespół, który utrzymywał ze mną codzienny kontakt, bronił mnie. Przez te lata pytając świadków pani mecenas wypytywała zawsze o ich osobistą sytuację, na przykład jak im się pracowało z kierownikiem, zastępcą dyrektora, czy mieli kontakt z dyrektorem. Świadkowie w ogromnej większości twierdzą, że im dobrze pracowało się z kierownikiem i zastępcą dyrektora, a ze mną nie mieli kontaktu. To kto i dlaczego rozgłaszał plotki o złych kierownikach i dyrektorze? - pytała Urszula R.
Oskarżona o stosowanie mobbingu względem swoich pracowników Urszula R. przyznała, że bardzo zależało jej na pracy w MOPS i chciała, aby zarówno jej szefowie, jak i pracownicy byli z niej zadowoleni, a współpraca układała się jak najlepiej.
W swojej mowie końcowej przytoczyła również fragmenty zeznań zarówno pracownic MOPS, jak i radcy prawnego, które nie są ze sobą zbieżne. - Jak dyrektor nauczył się firmy i zaczął wykrywać błędy, na przykład przy sporządzaniu wywiadów środowiskowych, czy naliczaniu staży emerytalno-rentowych i zaczął wprowadzać działania naprawcze i egzekwować wiedzę, nazwano to szykanami. W MOPS szykanami było nawet to, że kazałam informacji poszukać w internecie. Opiekunce dziecięcej wypadło niemowlę na podłogę, a ja jako dyrektor udzieliłam jej upomnienia i to właśnie upomnienie przedstawiane jest jako przykład szykanowania pracowników.
Oskarżona o złośliwe łamanie praw pracowniczych, poniżenie i stosowanie przemocy słownej Urszula R. przytoczyła również zeznania pracownic MOPS, które utrzymują, że były i są w złym stanie zdrowia psychicznego. Wiele z nich ma się leczyć do dziś, a mimo to, jak mówiła oskarżona kilka z nich objęło stanowiska kierownicze, które wymagają dobrej kondycji zdrowotnej i ogromnej odporności na stres. Obrona poddała również w wątpliwość zeznania jednego ze świadków, który przyznał, że korzysta z pomocy psychiatrów, ale jego wizyty nie są odnotowywane w karcie pacjenta. Przesłuchani w procesie lekarze psychiatrzy potwierdzili, że zgłosiło się do nich kilka osób, z czego jedna lub dwie wspomniały o problemach z dyrektorem lubińskiego MOPSu. Jeden z psychiatrów przyznał, że wypisywanie recepty na leki psychotropowe i nie odnotowanie tego w karcie pacjenta jest działaniem bardzo ryzykownym dla lekarza.
Odczytanie wyroku w sprawie zaplanowano na najbliższy poniedziałek. Swojego niezadowolenia z kolejnego przełożenia tego terminu nie kryły pracownice MOPS. - Ta kobieta Boga się nie boi – mówiły po wyjściu z sali rozpraw. - Nie miało to związku ze sprawą, fakty były inne, zeznania pracowników również były inne.