Tak w skrócie wygląda historia 63-letniej mieszkanki Lubina, która kilka dni temu wybrała się na zakupy do hipermarketu Tesco. – Chciałam kupić jakieś drobiazgi dla wnuczki. Wybrałam, podeszłam do kasy, zapłaciłam. Kiedy chciałam już iść do wyjścia ze sklepu, bramki ustawione przy kasach zaczęły wyć.
Na ten sygnał do lubinianki podbiegli ochroniarze. Na oczach wszystkich klientów i pracowników lubińskiego Tesco zabrali ja do pomieszczenia na tyłach sklepu. Tam przeszukali, od stóp do głów. I co się okazało? W zasadzie nic. Klientka Tesco nic nie ukradła, to tylko kod przylepiony w środku starego portfela wprowadził maszyny przy kasach w ruch. Lubinianka mogła spokojnie opuścić sklep i pójść do domu, jednak przed tym zażądała publicznych przeprosin. – Zostałam pomówiona o kradzież – opowiada pani Barbara. – Strasznie to przeżyłam. Tam było setki klientów, którzy widzieli całą sytuację. Przecież oni nie wiedzą jak to się skończyło, od razu sobie pomyśleli, że coś ukradłam, a tak nie było. To jest pomówienie, zniewaga i psucie dobrego imienia, czyli narażenie moich dóbr osobistych. Za to można dostać wyrok.
Pani Barbara poprosiła o publiczne przeprosiny, jednak pracownicy ochrony stwierdzili, że nie ma takiej możliwości. To samo powtarzano jej kilkakrotnie, nawet w centrali hipermarketów Tesco – Takich działań się nie praktykuje.
Jak więc klienci, którzy zostali bezpodstawnie oskarżeni o kradzież mogą dochodzić swoich praw?
- Poprosiłam o pisemne potwierdzenie, że taka sytuacja miała miejsce – powiedziała pani Barbara. – Tego też mi odmówiono. Dlaczego? Ponieważ z tym mogę iść do sądu? Moja sytuacja nie jest odosobniona. Wiele osób zostało tak potraktowanych, jak złodzieje. Kiedy się okazuje, że nic nie ukradli nikt się nie przejmuje tym, że na sklepie setki osób widziało całą sytuację, że mogli zapamiętać twarz i zakodować sobie, że ta osoba coś ukradła. A co w przypadku kiedy taka osoba pełni funkcję publiczną? – pyta pani Barbara. – Co wtedy kiedy jej dobre imię zostanie narażone na szwank? Jak ma pełnić swoje obowiązki kiedy praca wymaga nienagannej opinii społecznej?
Pani Barbara zwróciła się z tym problemem do centrali Tesco. Aktualnie oczekuje na odpowiedź. Czy takowa nadejdzie i co będzie zawierać przekonamy się już niedługo.
- Dowiedziałam się natomiast, że bramki przy kasach jakie zastosowano w hipermarkecie Tesco wcale nie są konieczne – mówi 63-letnia lubinianka. – Każdy hipermarket zatrudnia firmę ochroniarską i to oni decydują o tym jakimi sposobami będą wyłapywać złodziei. Jak się okazuje, w Lubinie zrobili sobie łapankę. Co innego jest złapać złodzieja, a co innego pomówić uczciwego człowieka o to, że jest złodziejem. Ten temat dotyczy wielu osób, nie tylko mnie. Z tym trzeba walczyć.
O to co dalej z panią Barbarą i pomówieniem jej o kradzież chcieliśmy zapytać rzecznika prasowego Tesco. Niestety jak do tej pory nie odbiera on telefonów.