Czy częste niż do tej pory patrole funkcjonariuszy „drogówki” celujących radarem w pędzących kierowców coś zmieniło? Mieszkańcy ulicy Legnickiej, Baligrodzkiej czy Budziszyńskiej twierdzą, że nie. Bo kierowcy jadący ul. Komisji Edukacji Narodowej w Lubinie jeżdżą wciąż szybko, a samochody jak wypadały z zakrętu, tak wypadają.
Lądują na płocie
Komisji Edukacji Narodowej to jedna z newralgicznych i najbardziej niebezpiecznych ulic w centrum Lubina. Dwupasmowa, prosta i gładka jak tafla lodu jezdnia zachęca kierowców do mocniejszego wciśnięcia pedału gazu. Rozpędzony kierowca zmierzający w kierunku ul. Legnickiej wpada w ostry zakręt. Jeśli kierowca nie zwolni, w najlepszym wypadku znajdzie się na drugim pasie, w najgorszym – wyląduje na poboczu lub na płocie parkingu strzeżonego. Jadwiga Nowak prowadzi ten parking od czterech lat. Już nie potrafi zliczyć, ile w ciągu tego czasu widziała, jak samochody lądują u niej na placu.
- Nie ma tygodnia, by jakiś kierowca nie wyleciał z tego zakrętu. A to jeden zatrzymał się u mnie na płocie. Ale bywało też, że samochody przecięły ogrodzenie i wpadły na plac uszkadzając zaparkowane tutaj inne pojazdy. To taki tańczący zakręt. Jak kierowca nie zwolni, to samochód tańczy z jednego pasa na drugi. Niektórym udaje się wyprowadzić auto na prostą, ale inni mają pecha – mówi Jadwiga Nowak.
Jak ostatnio kierowca samochodu dostawczego wiozącego skrzynki z piwem. Kierowca za mocno wszedł w zakręt, auto się przechyliło i cały ładunek złocistego napoju wylądował na jezdni.
Dlaczego tak się dzieje? Czy z tym zakrętem jest coś nie tak, czy to kierowcy są winni. Każdy kierowca, który choć raz jechał tą ulicą, wie, że łuk tej drogi jest źle wyprofilowany. Nawet gdy jedzie się wolno zgodnie z przepisami, auto trochę ściąga na prawą stronę, ale trzyma się jezdni. Jeśli jednak jedzie się zbyt szybko, możemy z łuku wylecieć.
Doraźnie i prewencyjnie
Nie tylko Jadwiga Nowak interweniowała, by jakoś zmusić kierowców do zwalniania na tej drodze. Także grupa mieszkańców ulic Legnickiej, Budziszyńskiej apelowała do odpowiednich służb o postawienie „ograniczników” jazdy. Apele przyniosły wymierny skutek. Po obu stronach jezdni pojawiły się znaki ograniczające prędkość do 40 km/h. Pojawiła się również niebieska tablica informacyjna uprzedzająca o pomiarze prędkości przez fotoradar. Tyle tylko, że tablica jest postrachem dla kierowców, bo radaru nie ma.
- Na razie jest to działanie prewencyjne i doraźne. W niedalekiej przyszłości poprosimy policję o statystyki z kolizji i wypadków na tej ulicy. Jeśli okaże się, że rola straszaka w postaci tablicy ostrzegającej o pomiarze prędkości nie zdała egzaminu i kierowcy nadal jeżdżą tą ulicą niezgodnie z przepisami, rozważymy ewentualność zamontowania tam masztu z fotoradarem. Postawienie progów zwalniających na tej drodze nie wchodzi w grę, bo zabraniają tego przepisy – tłumaczy Joanna Wąsiel, rzecznik prasowy wrocławskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, która zarządza krajową „trójką” wpadającą w ulicę Komisji Edukacji Narodowej.
Czy postawienie znaków z ograniczeniem prędkości i straszaków fotoradarów polepszyło sytuację na tej drodze? Sprawdziliśmy. Przez kilka ostatnich dni, po kilka razy o różnych porach dnia, przemierzaliśmy ten newralgiczny odcinek. Na palcach jednej ręki możemy zliczyć kierowców, którzy naprawdę jechali 40 km/h. Tylko czekać, jak kolejny kierowca wyląduje na parkingu u pani Jadwigi.
