Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Lubin
Kibice pytają, prezes odpowiada

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Kim w klubie jest Eric Alira? Jak według klubu przedstawia się sytuacja konfliktu, a następnie rozstania z Michałem Chałbińskim? Czy Prezes Jeż poda się do dymisji?

Kibice na internetowych forach już od dawna pytają o te, a także inne „gorące” kwestie dotyczące ukochanego klubu. Zebraliśmy te pytania i zadaliśmy je głównemu zainteresowanemu, Pawłowi Jeżowi. Wbrew temu, co sądzą niektórzy, wcale nie unikał odpowiedzi. Wręcz przeciwnie, na każde odpowiadał szczerze i wyczerpująco. A to dopiero początek nowego cyklu!

Jeszcze kilkanaście dni temu kibice głośno pytali, czy poda się Pan do dymisji. Czy to byłoby rozsądnym rozwiązaniem całej sytuacji?

- Czy to byłoby rozsądne i czy wszyscy kibice? Na pewno duża część kibiców domagała i może nadal domaga się mojego odejścia, zresztą doświadczyłem tego podczas meczu z Jastrzębiem. Mam tę świadomość, że wielu fanów obwinia mnie za sytuację, w której w tej chwili znalazł się klub. Nie jest mi z tym łatwo. Uznałem jednak, że w tym trudnym momencie zejście kapitana byłoby nieodpowiedzialną decyzją. Są wątpliwości jak ten okręt dalej będzie płynął, bo nie mamy pewności co do wyników sportowych i nigdy ich nie będziemy mieli. To jest sport i mam nadzieję, że tylko sport. Chociaż uważam, że cel w postaci awansu do ekstraklasy jest nadal realny. Dopóki ten cel będzie realny, nie zrezygnuję. Nie zrezygnuję, bo byłoby to nie fair wobec grupy ludzi, z którymi pracuję w klubie. Byłoby to, tak myślę, nie fair również w stosunku do zespołu, z którym mimo różnych opinii kibiców patrzących na to z zewnątrz, moje relację są dobre. Moja praca zawsze będzie oceniania przez pryzmat sukcesów z 2007 roku. Sukcesu klubu, sukcesu poprzednika, czyli mistrzostwa Polski. Mam świadomość tego teraz i miałem świadomość obejmując stery Zagłębia Lubin w jakiej sytuacji jesteśmy i w jakiej możemy się znaleźć. Ja przypominam, że w marcu, gdy obejmowałem funkcję prezesa Zagłębia, klub został właśnie zdegradowany do I ligi z karą ujemnych dziesięciu punktów. Mimo wszystko, mając świadomość tego jak słowa mojego poprzednika na zjeździe PZPN, że „przyjechaliście się najeść i przespać w dobrym hotelu za pieniądze związku” będą wpływały na stosunek do Zagłębia ludzi rządzących polską piłką, do końca wierzyłem, że jesteśmy w stanie obronić klub przed degradacją. Mając pełną świadomość tego, jakie Zagłębie ma zarzuty, a także jakie zarzuty postawiono innym klubom. Udało się to połowicznie, daliśmy sobie przynajmniej szanse na awans tegoroczny, unikając tych dziesięciu punktów ujemnych wynikających z decyzji pierwszej instancji Wydziału Dyscypliny. Nie udało się osiągnąć tego podstawowego celu, czyli jednak nie uchroniliśmy się przed karną degradacją. Dzisiaj z perspektywy ostatnich dni, wiemy że prawo w Polsce jest różne dla różnych. Nie chce szeroko tego komentować, bo wszyscy śledzą pomysły abolicyjne i ostatnie decyzje Wydziału Dyscypliny . Od początku twierdziliśmy, że należy karać ludzi nie kluby. Dzisiaj wydaje się, że większość opinii publicznej, łącznie z czwartą władzą, czyli z mediami, ten pogląd również podziela. Szkoda, że rok po naszej degradacji. To tyle na temat, tego co się działo jeśli chodzi o ówczesną sytuację Zagłębia. Przypominam, że degradacja miała duży wpływ na to co się działo w zespole. Uważam za swój duży sukces, a także ludzi pracujących w klubie to, że mimo degradacji udało nam się, poza dwoma podstawowymi zawodnikami, utrzymać cały zespół. To ja przeprowadzałem rozmowy z piłkarzami na zgrupowaniu w Wiśle, gdzie urywały się telefony od managerów z innych klubów namawiających piłkarzy do rozwiązania kontraktów z winy klubu. Mówiąc wprost - próbowano rozgrabić Zagłębie. Naciski na piłkarzy były bardzo duże, propozycje składane przez managerów, którzy chcieli zbić na tym swój interes, dotyczyły w większość podstawowych zawodników Zagłębia. Udało nam się wtedy ten pożar ugasić. Przypomnę, że odszedł Maciej Iwański i, z podstawowego składu, Sreten Sretenovic. Arboleda już wtedy był w rezerwach. Maćka nie mogliśmy zatrzymać, bowiem postawił sprawę jasno. Za rok kończy mu się kontrakt i na pewno go nie przedłuży. Powiedział, że on podjął decyzję o odejściu i , że musimy go puścić, bo i tak w grudniu podpisze umowę z innym klubem, ponieważ nie widzi swojej przyszłości w Zagłębiu, nie chce grać w I lidze. Mając na uwadze przede wszystkim to, że jest to zawodnik, który też wiele dla Zagłębia zrobił, a także to, że pojawiła się lukratywna propozycja z punktu widzenia finansów klubu, zdecydowaliśmy się na transfer Maćka do Legii Warszawa. Co do Sretena, to był zawodnik wypożyczony z Benfiki Lizbona. Portugalczycy, mimo naszych próśb i zapytań co do kwoty odstępnego, nie reagowali na nie, po czym sprzedali Sretenovicia za 800 tysięcy Euro do klubu rumuńskiego, Politehniki Timisoara. Właściwie nie mieliśmy żadnego wpływu jak się losy Sretena potoczą, bo wbrew informacjom, jakie się pojawiają, Zagłębie nie miało nigdy podpisanej oficjalnej umowy z Benfiką. Dodatkowo nasz klub opuścił trener Ulatowski, który dostał propozycję życia. Dzisiaj, być może, podjąłbym inną decyzję jeżeli chodzi o tego szkoleniowca. Wtedy wyraziłem zgodę na jego odejście do PZPN- u, mając świadomość tego, że zespół jest silny, że został w przerwie letniej wzmocniony Micanskim, Kędziorą, Costą. Byłem przekonany i nadal jestem przekonany, że ten zespół stać na awans do ekstraklasy. Mamy do rozegrania sześć spotkań, w tym mecz z Kmitą Zabierzów, za które dostaniemy walkower. Doskonale wiemy ile punktów trzeba zdobyć, aby ten awans wywalczyć. Wierze, że Ci piłkarze nie chcą spędzić kolejnego roku na zapleczu ekstraklasy, że mają większe cele sportowe niż gra w I lidze i że zrobią wszystko, by ten awans uzyskać.

Jest coś, co Pan uznaje za swój sukces?

- Za swój sukces uznaję przede wszystkim dwie rzeczy. Te dwa sukcesy są związane przede wszystkim z tym, że zwiększyliśmy, i to zdecydowanie, źródła przychodu zewnętrznego spoza KGHM Polska Miedź SA. Chodzi o pozyskanie pieniędzy ze źródeł zewnętrznych od innych sponsorów, reklamodawców. Chodzi o niemałe kwoty, liczone w milionach złotych. To jest pierwszy sukces i wydaje mi się, że to jest kierunek, w jakim klub powinien iść. Mam na myśli dywersyfikację wpływów, uniezależnienia się w tak dużym stopniu od naszego właściciela i jednocześnie dobroczyńcy KGHM-u. Z kolei drugim sukcesem jest to, że osiągamy coraz większe wpływy z tzw. „dniu meczu”. Chodzi o wpływy z biletów, karnetów, sprzedaży koszulek, tego wszystkiego, z czego przypomnę kluby zachodnie czerpią 20 niejednokrotnie 30 % swoich budżetów. Jestem pewien, że naszym największym atutem, który nam to umożliwia i ułatwia jest nowy stadion. Ze swojej strony dodam, że ludzie pracujący dla nas, chodzi mi głównie o dział marketingu, robią wszystko , aby ten klub był przygotowany już do gry w ekstraklasie, aby te wpływy były coraz większe i abyśmy byli klubem, który może w perspektywie roku walczyć o najwyższe cele w ekstraklasie.

Jak obecnie przedstawia się kondycja finansowa klubu?

- Są dwa elementy główne, które spowodowały, że jesteśmy w realiach finansowych, w jakich jesteśmy. Pierwszy to karnie zarządzony spadek z ekstraklasy, co jest nieodłącznie związane ze zmniejszeniem wpływów związanych z grą w ekstraklasie, chodzi głównie o przychody z praw medialnych. Są to olbrzymie pieniądze. To jest uszczuplenie naszego budżetu o 8,5 milionów złotych w skali sezonu. Takiej dziury nie da się załatać ot tak. Mówiąc krótko, historia klubów, które spadły z ekstraklasy, które zostały pozbawione tych wpływów, niejednokrotnie dowodzi, że strasznie trudno jest im się pozbierać. Z reguły praktycznie niemożliwy jest powrót do Ekstraklasy już po roku. Nie awansował ani Widzew, ani ŁKS, podobnie jak Śląsk Wrocław, czy nawet Lech Poznań, które to kluby po degradacji znalazły się na krawędzi. To nie jest przypadek. Piłka nożna w Polsce to już jest biznes, dlatego aby wynik sportowy był dobry, musi być zorganizowane odpowiednie zaplecze finansowe. Trudno jest funkcjonować w sytuacji spadku, gdy odcina się jedną z głównych gałęzi, jedną z tych trzech podstawowych budowania budżetu. Jeśli chodzi o pieniądze przekazywane nam z KGHM, to nie możemy porównywać obecnych kwot do tych z sezonu mistrzowskiego. Osiągnięty sukces sprawił, że pojawiła się nagroda pieniężna. Dodatkowo zasilono budżet kwotą, którą można było przeznaczyć na transfery. Trudno byśmy dzisiaj oczekiwali takiego samego wsparcia. Trudno oczekiwać od właściciela, żeby łożył równie duże pieniądze w sytuacji spadku i braku możliwości gry o najwyższe cele. Niemniej jednak zapewniam, że sobie nawet w takiej sytuacji radzimy. Zachowujemy płynność finansową, choćby dlatego, że mamy podpisaną umowę sponsorską z naszym właścicielem, a jednocześnie sponsorem, o czym już wcześniej wspomniałem. Jesteśmy gotowi i przygotowani na to, aby cel w postaci awansu zrealizować i godnie reprezentować zarówno właściciela jak i nasz klub w ekstraklasie od lipca tego roku.

Był Pan mocno zawiedziony wynikami i poziomem gry, jaki na początku wiosny prezentował zespół Zagłębia?

- Na pewno byłem zaskoczony i jednocześnie zaniepokojony postawą zespołu w tych pierwszych pięciu spotkaniach. Mecze Pucharu Polski trzeba traktować w troszeczkę innym wymiarze. Przede wszystkim w kontekście urazów, jakie miały miejsce w zespole. Jednak wspólną decyzją sztabu szkoleniowego i Dyrektora Sportowego było to, że w tej sytuacji Puchar Polski jest tym celem drugoplanowym. I na tym chciałbym zamknąć temat Pucharu Polski, który z różnych przyczyn mamy już za sobą. Natomiast jeśli chodzi o postawę zespołu w lidze… Wydawało się po pierwszym meczu z Górnikiem Łęczna, zdecydowanie przez nas wygranym, że obrana taktyka, a także obrana droga przez trenera i przez nas jest prawidłowa. Nie powiem, że nas to trochę uśpiło, ale wydawało mi się, że to przekonujące zwycięstwo - choć do gry można by mieć trochę zarzutów - będzie kołem napędowym w następnych spotkaniach. W rzeczywistości było inaczej, bowiem następnie przyszła pechowa porażka z Widzewem Łódź. Pechowa, ponieważ każdy kibic oglądający to spotkanie, czy w Łodzi, czy przed ekranem telewizora, nie wstydził się za postawę zespołu. Dużymi fragmentami byliśmy stroną dominującą. Nie powiem, że stworzyliśmy w Łodzi wiele sytuacji bramkowych, bo to byłoby nieprawdą. Natomiast mecz był z gatunku tych „,kto strzeli pierwszą bramkę, wygra”. Niestety, tą bramkę strzelił nasz przeciwnik, co sprawiło, że w naszych poczynaniach po tym meczu pojawiła się nerwowość. Następny pojedynek ze Stalą stał pod znakiem niewykorzystanych przez nas sytuacji. Wcześniej musieliśmy pogodzić się z kontuzją Wojtka Kędziory, co przełożyło się na zawężenie możliwości zmiany, jeśli chodzi o napastników. W efekcie w meczu ze Stalą zanotowaliśmy jedynie remis. Później miała miejsce ta nieszczęsna porażka w Podbeskidziu, gdzie postawa zespołu jest do tej pory dla mnie niewytłumaczalna. Będąc na trybunach w Bielsku wydawało mi się, że gorzej już zagrać nie można. Błędy indywidualne, nerwowość, odkrycie się w drugiej połowie, dwie kontry i właściwie mecz w naszym wydaniu bez historii, bez jakiegoś zęba, bez zaangażowania. Natomiast spotkanie z Jastrzębiem, właściwie o wszystko, ułożył się w sposób nieprzewidywalny. Zaczęło się od bramka życia zawodnika Jastrzębia, po której atmosfera gęstniała z każdą minutą. Spętane nogi zawodników, trochę sytuacji niewykorzystanych, uciekający czas. No i mieliśmy sytuację, jaką mieliśmy. W związku z tym nastąpiła zmiana na stanowisku trenera, na którą zdecydowaliśmy się zaraz po meczu z Jastrzębiem. Uznaliśmy bowiem, że jednak mimo dużych nadziei związanych z trenerem Jończykiem ta formuła jednak się wyczerpała. Chcę jednak podkreślić, że mimo wszystko przez cały czas wierzyłem w zespół. Biorąc pod uwagę cztery ostatnie zwycięstwa szansa na awans do Ekstraklasy jest coraz bardziej realna. Patrząc i obserwując wyniki, czy grę innych zespołów, wiemy że będą tracić punkty w kolejnych spotkaniach. My natomiast na wielkie straty punktowe pozwolić już sobie nie możemy.

Kiedy pojawiła się myśl, że trener Jończyk to jednak zły wybór?

- Muszę powiedzieć , że wierzyłem w trenera Jończyka. Przyznaję jednak teraz, że powierzenie jemu zespołu to był nasz błąd, bo decyzje podejmowaliśmy w gronie osób odpowiedzialnych za klub. Uważam jednak, że trzeba z tej sytuacji wyciągnąć wnioski. Natomiast decyzja co do wyboru nowego szkoleniowca, którym został Orest Lenczyk, w tej sytuacji, w której się teraz znaleźliśmy, nie była przypadkowa. Była natomiast w pełni przemyślana. Postawienie akurat na to nazwisko, na trenera z dużym doświadczeniem, który w różnych sytuacjach obejmował zespoły, było w tej sytuacji jedyna rozsądną decyzją. Cieszę się, że ten szkoleniowiec w tej trudnej dla drużyny sytuacji zdecydował się nam pomóc, tym bardziej, że jego autorytet i niebagatelne doświadczenie pozwoliło dźwignąć zespół z kryzysu. Drużynie był potrzebny spokój. Wierzyłem w to, że swoim doświadczeniem , budowanym wcześniejszymi dokonaniami, trener Orest Lenczyk ten spokój wprowadzi, a jednocześnie pozytywne pobudzi zespół, co przyniesie oczekiwany przez nas efekt i wyniki.

Z czego wynika fakt, że zimą Zagłębie Lubin sprowadziło ledwie trzech zawodników?

- Analizując rundę jesienną doszliśmy do podobnych wniosków jak większość kibiców obserwujących mecze Zagłębia. Uznaliśmy, że zdecydowanie wzmocnienia wymaga linia defensywna zespołu. Liczby, które zazwyczaj nie kłamią, a mam tu na myśli ilość strzelonych przez nas bramek, pokazały, że nasza siła ofensywna jest duża. Największa spośród czołówki. To potwierdza trafność dokonanych w przerwie letniej transferów. Martwiła nas jednak ilość straconych przez zespół goli. To spowodowało, że podjęliśmy decyzje o zwiększeniu rywalizacji w linii defensywnej, co uwidoczniło się zatrudnieniem Szymona Kapiasa i Łukasza Ganowicza. Kibice mają świadomość, że poruszamy się w określonych ramach budżetu, w określonych możliwościach finansowych. Trzeba jasno powiedzieć, że mimo podjęcia prób rozmów z bardziej znanymi zawodnikami na rynku, nie każdy chciał zdecydować się na grę w pierwszej lidze. Dlatego podpisaliśmy umowę jedynie z dwoma obrońcami. Uważam jednakże, że choćby w przypadku Szymona Kapiasa jest to transfer, który w przyszłości będzie procentował. Ja cały czas wierze w umiejętności Szymona, jego charakter. Wydaje mi się, że będzie to piłkarz, który w dalszej perspektywie wiele da Zagłębiu. Ponadto zdecydowaliśmy się na okres próbny zakontraktować Joela. Związaliśmy się z nim do czerwca, mając pełną świadomość, że zawodnik został sprawdzony podczas obozu przygotowawczego. Mieliśmy natomiast wątpliwości co do jego poziomu, może nie tyle sportowego, co do przygotowania fizycznego. Dlatego zdecydowaliśmy się zaproponować mu krótką umowę z opcją przedłużenia, tym bardziej, że stworzyła się luka w środku pola po tym jak odszedł do Śląska Patryk Klofik. On nie był podstawowym zawodnikiem, ale stanowił jakąś alternatywę dla podstawowych zawodników linii środkowej. Zdecydowaliśmy się na zatrudnienie Joela z pełną świadomością, że jest to okres próby dla tego zawodnika i że jeśli chce się związać z nami na dłużej, musi udowodnić na boisku swoją przydatność. Moja ocena Joela na dzisiaj jest negatywna. Jego postawa jest dla mnie jednym z większych rozczarowań.

Chcielibyśmy, żeby wyjaśnił Pan także kwestię odejścia Mate Lacicia i Michała Zapaśnika.

- To są dwie odrębne sprawy. Michał Zapaśnik był namawiany przez nas, żeby został, choć mieliśmy świadomość tego, że Michał potrzebuje regularnej gry. Argumentem podstawowym zawodnika było to, że przy pełnej sprawności fizycznej Wojtka Kędziory, bo przecież nikt nie przewidywał tak nieszczęśliwego zdarzenia jakie miało miejsce w meczu z Łęczną, i powracającego do zdrowia Iliana Micańskiego, Michałowi ciężko będzie przebić się do składu. System, którym graliśmy, a więc 4-3-3, zakładał grę na boisku jednego środowego napastnika. Dlatego Michał nas wręcz prosił żebyśmy mu dali szanse gry w Dolcanie Ząbki. Uważał, że każde kolejne pół roku siedzenia na ławce rezerwowych, w sytuacji gdyby był drugim zmiennikiem podstawowego napastnika, spowoduje że straci sportowo. Nie zyska także na tym klub, ponieważ gra w naszym drugim zespole, występującym aktualnie w trzeciej lidze, to jest już poziom troszeczkę za niski dla Michała Zapaśnika. Dlatego w trosce o jego piłkarski rozwój daliśmy zgodę na to wypożyczenie. Cieszymy się z tego, że strzela bramki, że rozwija się poprzez grę w Dolcanie. Pamiętajmy jednak, że wciąż jest naszym zawodnikiem, na którego liczymy już w lipcu, gdy znów pojawi się w Zagłębiu. Z kolei z Mate Laciciem sytuacja jest bardziej skomplikowana. Ocena gry Mate w rundzie jesiennej nie była najlepsza. Poprzedni trener zdecydował, że Mate Lacić, jeśli chce podjąć rywalizacje o miejsce w pierwszym składzie, jest przewidziany do gry na boku obrony. Według opinii poprzedniego sztabu szkoleniowego Mate tej rywalizacji nie podjął. Stąd decyzja o umożliwieniu jemu odejścia do Bełchatowa. W każdym razie ja życzę jemu jak najlepiej. Wiem, że jest to człowiek z charakterem , który nigdy się nie podda. Niemniej taką decyzję podjęliśmy. Dzisiaj każdy jest bogatszy o różne fakty, dlatego można je różnie oceniać . Ja osobiście wierzę w tych zawodników, którzy wciąż są w Zagłębiu. Wierzę, że obecna linia obrony będzie grała na miarę swoich możliwości, bowiem w moim odczuciu one nadal są wysokie.

A co z Rui Miguelem, który nadal jest naszym zawodnikiem, ale który przebywa na wypożyczeniu w Pacos de Ferreira. Czy ten piłkarz jeszcze zagra w Zagłębiu?

- To prawda, Rui Miguel jest wypożyczony do czerwca do zespołu Pacos de Ferreira grającego w ekstraklasie portugalskiej. Decyzje o czasowym odejściu Miguela z Zagłębia podjęliśmy jeszcze na prośbę trenera Ulatowskiego. Ja przypomnę, że Rui uczestniczył w pierwszy naszym obozie przygotowawczym, jeszcze przez rozpoczęciem obecnego sezonu. Zachowywał się karygodnie. Opinia trenerów i innych zawodników była wtedy jednoznaczna. Przeżywał bardzo trudne chwile osobiste, myślami przebywał w Portugalii, gdzie chciał wrócić. Nie przykładał się do treningów. Dlatego wówczas uznaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem w tym momencie będzie jego wypożyczenie. Nie zrezygnowaliśmy całkowicie z tego piłkarza. Dla jego dobra, jak również dla dobra pozostałej części zespołu zdecydowaliśmy się na wypożyczenie tego zawodnika. W czerwcu, jeżeli klub, do którego jest wypożyczony, nie zdecyduje się na transfer definitywny, zawodnik wróci do nas. Przypomnę, że kwota wykupu zawodnika, wpisana w umowę, jest wysoka. Jeżeli Pacos Ferreira nie zdecyduje się zapłacić tych pieniędzy za Ruiego, jeżeli także nie znajdzie się inny chętny klub, w lipcu już zmieniony Rui może wrócić do Lubina. Jesteśmy z nim w stałym kontakcie. Wiemy, że poukładał sobie sprawy rodzinne, że nawet deklaruje chęć powrotu. Zobaczymy jak poukładają się jego losy, w każdym razie jest prawdopodobieństwo, że w lipcu, oby odmieniony, do nas powróci.

Kibiców ciągle mocno interesuje, czym tak naprawdę zajmuje się w klubie Eric Alira. Czy w ogóle jest on pracownikiem spółki?

- Eric Alira nigdy nie był pracownikiem klubu. Powiem to raz jeszcze z pełną stanowczością: nigdy nie był pracownikiem klubu. Eric miał określone zadania wiążącej nas umowy cywilno-prawnej, które zrealizował. Jesteśmy zadowoleni z jego współpracy z klubem. Natomiast już kilku miesięcy Eric nie jest w żaden sposób związany z Zagłębiem Lubin. Ja wiem, że jest to temat wielu dyskusji wśród kibiców. Lecz powiem tak, Erika z Zagłębiem wiązało zaangażowanie w dwa projekty. Swoje zadania zrealizował, dlatego z końcem lutego przestał z nami współpracować.

Czy klub zareaguje na tekst, który ukazał się w lokalnej prasie w Zimbabwe? Autor artykułu w zafałszowany sposób przedstawił udział Zagłębia w tzw. „aferze korupcyjnej”. Twierdzi też, że transfer Costy został przeprowadzony w sposób nie do końca zgodny z prawem…

- Nie będziemy się ustosunkowywać do jakichś dyrdymałów wypisywanych w prasie afrykańskiej na temat rzekomego udziału Zagłębia w czymkolwiek. Chcę jednak podkreślić, że wypożyczenie Costy, bowiem mówimy tutaj o zawodniku, który jest do Zagłębia wypożyczony, zostało przeprowadzone w zgodzie z przepisami prawnymi zarówno PZPN jak i FIFY. Co zostało potwierdzone certyfikatem otrzymanym z Zimbabwe, zarejestrowaliśmy także zawodnika w polskiej federacji. W czerwcu będziemy musieli podjąć decyzję, co do jego przyszłości w klubie. Wówczas zdecydujemy czy związać się Costą na dłużej. Choć dzisiaj mogę powiedzieć, że jesteśmy zadowoleni z jego postawy, nawet mimo tego nieszczęsnego błędu w meczu z Widzewem.

Proszę szczegółowo powiedzieć jak tak naprawdę wyglądała sprawa z Michałem Chałbińskim?

- To będzie dłuższa i zawiła historia. W maju zeszłego roku podejmowaliśmy decyzję co do przyszłości niektórych zawodników w Zagłębiu. Ja przypomnę, że w sezonie 2007/2008 uplasowaliśmy się na piątym miejscu w lidze, zaś nasi napastnicy łącznie zdobyli osiem bramek. Pięć Michał Chałbiński, a trzy Piotr Włodarczyk. Po dyskusji z trenerem Ulatowskim, a także z dyrektorem Jaroszem uznaliśmy ze formacja ofensywna potrzebuje diametralnej zmiany. Potrzebuje wymiany krwi i to bardzo głębokiej. Obaj wymienieni zawodnicy odpowiednio wcześniej zostali poinformowani o tym, że nie chcemy wiązać z nimi przyszłości. Zagraliśmy z nimi w otwarte karty. Sztab szkoleniowy nie liczył na nich ze sportowego punktu widzenia. Piotr Włodarczyk zachował się honorowo i dzisiaj z różnym skutkiem realizuje swoją karierę w Grecji. Jeżeli chodzi o Michała Chałbińskiego. Odbyłem z nim rozmowę w cztery oczy, podczas której przekazałem jemu te informacje. Powiedziałem, że nie może liczyć przede wszystkim na regularną grę, ponieważ prawdopodobnie trener nie będzie go widział w podstawowej jedenastce. Michał to przyjął do wiadomości, po czym zapytał czy może opuścić klub bez kwoty odstępnego. Ja oczywiście wyraziłem na to zgodę. Mało tego, na prośbę zawodnika stworzyliśmy odpowiedni dokument potwierdzający intencje stron. Ponadto, mając na uwadze to, co Michał osiągnął dla Zagłębia, że był ważną postacią, chociażby w sezonie mistrzowskim zadeklarowałem, że pokryjemy koszty jego operacji we wskazanej przez niego klinice, mając świadomość, że już nie będzie naszym piłkarzem. Była to klinika w Niemczech, z operacją zaś Michał nosił się już od dłuższego czasu. Stało się tak jak ustaliliśmy z zawodnikiem podczas szczerej rozmowy. Zapłaciliśmy za tę operację. Poza tym Michał poprosił o formalne stanowisko klubu w kontekście jego ewentualnych rozmów kontraktowych z innym klubem. Chciał, abyśmy nie oczekiwali żadnego wynagrodzenia za transfer Michała, żeby miał status wolnego zawodnika. Zgodziliśmy się i na tę prośbę piłkarza.

Tymczasem pod koniec okienka transferowego Michał pojawił się w klubie, informując, że rozwiąże kontrakt, ale pod pewnymi warunkami, czyli o spłatę części wynagrodzenia należnego mu do końca kontraktu. Mówił o dwunastomiesięcznych poborach. Później jego żądania się zmniejszały. W końcu przerwaliśmy te, w naszej ocenie, żenujące w tym momencie negocjacje w myśl których zawodnik łaskawie zechce opuścić klub, ale dopiero jak zapłaci się jemu kilkaset tysięcy złotych. Uznaliśmy wówczas, że jest osoba mało wiarygodną, bowiem nie dotrzymuje ustaleń, które podjęliśmy wcześniej i przerwaliśmy te negocjacje, jednocześnie ciągle informując Michała, że w ocenie sztabu szkoleniowego nie będzie on podstawowym zawodnikiem klubu. Ja tylko przypomnę, że w tym czasie dokonaliśmy dwóch transferów do linii ataku Zagłębia Lubin. Sprowadziliśmy Ilijana Micanskiego oraz Wojciecha Kędziorę. Zawodnik miał pełną świadomość tego, że chcemy postawić na innych ludzi. Mimo tego zdecydował, że zostaje w klubie. Później przyplątała się jemu kontuzja w meczu rezerw, następnie kolejny uraz. Można powiedzieć, że cały rok, z punktu widzenia sportowego, był dla Michała stracony. My ciągle utrzymujemy, że piłkarz zachował się mocno nie fair, pomni podjętych z nim wcześniej ustaleń.

W międzyczasie Michał złożył w wniosek do PZPN-u o rozwiązanie kontraktu z winy klubu. Niespełna kilkanaście dni temu dokument został przez PZPN przyjęty i rozpatrzony pozytywnie. Decyzją związku Michał Chałbiński przestał być naszym zawodnikiem z winy klubu. Taki jest finał tej sprawy. Mogę powiedzieć, że z punktu widzenia moralnego mam czyste sumienie w stosunku do Michała i zawsze mu mogę spojrzeć w oczy. My się na coś umówiliśmy i w mojej ocenie Michał nie dotrzymał słowa, które mi dał. Jest mi przykro, że taki piłkarz, który wiele dla Zagłębia zrobił i wiele z Zagłębiem osiągnął tak postąpił. Należy jednak pamiętać, że to nie wyłącznie klub wszystko zawdzięcza piłkarzowi. Zawodnik zawdzięcza też coś klubowi i o tym będziemy zawsze pamiętać w kontaktach z piłkarzami.


Rozmawiali: WW,ZYGA / Zagłębie Lubin SA



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Niedziela 28 kwietnia 2024
Imieniny
Bogny, Walerii, Witalisa

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl