Proces Tadeusza K, Piotra M. i Zdzisława S., po dwóch nieudanych próbach, ruszył pod koniec kwietnia ubr. Blisko po roku za kilka dni sprawa znajdzie swój finał. Wczoraj na sali sądu rejonowego w Legnicy mowy końcowe wygłosili prokurator IPN, przedstawiciel oskarżyciela posiłkowego oraz obrońcy oskarżonych. Sędzia Konrad Wytrykowski ogłosi wyrok w najbliższą środę, 8 kwietnia.
Dębowym krzesłem w głowę
Byli milicjanci oskarżeni są przez Instytut Pamięci Narodowej o popełnienie zbrodni komunistycznej. Prokurator IPN, Przemysław Cieślik zarzucił Tadeuszowi K. przekroczenie swoich uprawnień w trakcie prowadzonych postępowań polegające na psychicznym i fizycznym znęcaniu się nad Januszem Ruszkowskim z Polkowic, byłym działaczu podziemnej Solidarności.
- Oskarżony ponadto groził będącej w 4. miesiącu ciąży Krystynie Ruszkowskiej, nieżyjącej dziś małżonce Janusza Ruszkowskiego, że nie urodzi dziecka, a ich 8-letnia wówczas córka Marzena (dziś 33-letnia kobieta-przyp.red.) zostanie im odebrana. Innemu działaczowi opozycyjnemu, Stanisławowi Zabielskiemu groził, że "nieznani sprawcy" uprowadzą i zgwałcą jego żonę – mówił na pierwszej rozprawie prokurator IPN.
Drugiemu z oskarżonych, Piotrowi M., IPN zarzuca, że podczas przesłuchania Stanisława Zabielskiego bił go pałką po stopach aż do utraty przytomności, kilkakrotnie uderzył swoją ofiarę ciężkim krzesłem dębowym w tył głowy i kręgosłup, brał też udział - razem z innymi nieustalonymi dotychczas współsprawcami - w wywiezieniu Zabielskiego z siedziby komendy MO do lasu, gdzie grożono mu śmiercią. Trzeci z byłych milicjantów, Zdzisław S. oskarżony jest o niedopełnienie obowiązków. Były milicjant nie reagował na ciężkie pobicie Janusza Ruszkowskiego przez innego oficera MO i nie udzielił mu pomocy.
Wszyscy oskarżeni nie przyznali się do stawianych im czynów. W trakcie całego procesu odmówili składania wyjaśnień i udzielania odpowiedzi na pytania. Ani razu nie wyrazili skruchy, nie prosili poszkodowanych o wybaczenie.
Szaleni "bombiarze", nie bandyci
Podczas swojej mowy końcowej, główny oskarżyciel, prokurator IPN, Przemysław Cieślik, podkreślił, że proces byłych milicjantów jest procesem historycznym.
- Cieszę się, że sprawa dobiega końca. Nie ulega wątpliwości, że obaj pokrzywdzeni w tym procesie, byli działacze opozycyjnej Solidarności, Stanisław Zabielski i Janusz Ruszkowski dopuścili się szalonego czynu. Podkładanie ładunków wybuchowych niezależnie od okoliczności i okresu nie jest czynem pochwalnym, nawet jeśli wiąże się to z protestem w wymiarze politycznym. Na pewno ich czyn był naganny i za to ponieśli karę. Ale czy to usprawiedliwia postępowanie oskarżonych, którzy fizycznie i psychicznie znęcali się nad pokrzywdzonymi w celu wymuszenia zeznań? Czy w państwie praworządnym, nawet najgorszy przestępca czy bandyta może być bity, poniżany i szykanowany przez organy ścigania? No, chyba, że uznamy system Polski Ludowej za niepraworządny. Poza tym, ani Stanisław Zabielski ani Janusz Ruszkowski nie byli bandytami ani terrorystami, jak mówili o nich byli milicjanci, a dziś zasiadający na ławie oskarżonych. Celem ich działalności nie byli oficerowie. Podkładając bomby nie myśleli o zabiciu. W ten sposób chcieli przeciwstawić się reżimowi - mówił wczoraj prokurator IPN.
Zabielski i Ruszkowski to słynni "bombiarze". Ich historię ukazano w publikacji IPN, "Operacja Podmuch". Ładunki wybuchowe podłożyli m.in. pod nieczynną dziś stację benzynową w Lubinie i pod drzwiami mieszkania jednego z funkcjonariuszy ORMO w Polkowicach. Bomby były na tyle wadliwie skonstruowane, że nie doszło do eksplozji. W latach 80. obaj zostali skazani przez ówczesny Sąd Wojewódzki w Legnicy. Stanisław Zabielski dostał 5,5 roku więzienia, a Ruszkowski - dwa lata. Po roku'89 obaj zostali zrehabilitowani, a wyroki skazujące unieważniono.
Nie zasługują na przebaczenie
Jak podkreślił prokurator Przemysław Cieślik, Stanisław Zabielski do dziś odczuwa skutki przesłuchań milicjantów i samego pobytu w więzieniu.
- Stanisław Zabielski jest dziś człowiekiem bardzo schorowanym. Obecnie przebywa w Australii i nie jest na tyle zamożny, by mógł przyjechać do Polski i bezpośrednio uczestniczyć w procesie. Ale jego zeznania złożone na potrzeby programu telewizyjnego nie pozostawiają żadnych złudzeń co do winy oskarżonych. W swoich relacjach Zabielski konsekwentnie powtarzał, że tym, który znęcał się nad nim, byli z całą pewnością oskarżeni Tadeusz K. i Piotr M. Rola w tym procesie trzeciego z oskarżonych, Zdzisława S. jest nieco mniejsza, ale równie krzywdząca dla poszkodowanych. To właśnie Zdzisław S. nie zrobił nic, by pomóc skatowanemu Januszowi Ruszkowskiemu. Biernie przyglądał się temu, jak jeden z oficerów brutalnie pobił Ruszkowskiego - przypomniał prokurator Przemysław Cieślik.
W swoim oświadczeniu, Janusz Ruszkowski, który dziś mieszka w Polkowicach przytoczył m.in. list otwarty z 1992r. do ówczesnego prezydenta odrodzonej Polski, Lecha Wałęsy, do którego miał pretensje, że w drodze ku wolności gdzieś zagubił i zatracił idee obozu solidarnościowego. Ruszkowski podkreślił, że nigdy nie wybaczy swoim oprawcom i prześladowcom.
- A to dlatego, że nigdy nie wyrazili skruchy, nie przyznali się do czynów oczywistych. Przez lata byli panami życia i śmierci, mojego życia. W procesie traktując mnie jak bandytę i pospolitego przestępcę, usiłowali siebie przedstawić przed sądem jako postaci bez skazy. Nie jestem bohaterem i nie chcę nim być. Proszę tylko o srogi i sprawiedliwy wyrok. Chcę by, moja ojczyzna po 25 latach upomniała się o swojego syna - mówił Janusz Ruszkowski.
Prokurator IPN domaga się dla Tadeusza K. kary łącznej 3 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności. Dla Piotra M. śledczy zażądał trzech lat więzienia, a dla Zdzisława S. - dwóch lat i trzech miesięcy. Ponadto mecenas oskarżyciela posiłkowego, którym jest Stanisław Zabielski domaga się zasądzenia od każdego z oskarżonych nawiązki w wysokości 20 tys. zł dla obu działaczy dawnej Solidarności.