Po prawie roku czasu zapadł wyrok w sprawie brutalnego pobicia Łukasza Witkowicza i jego ojca Jana. Główny oskarżony w tym procesie, Tomasz A. dostał wyrok 7 lat pozbawienia wolności oraz nawiązkę dla poszkodowanych. Pozostałych czterech oskarżonych otrzymało wyroki od roku do dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu oraz dozór kuratora na czas próby.
Przed ogłoszeniem wyroku wszyscy oskarżeni wnieśli o uniewinnienie. Tomasz A. zwrócił się również do Jana Witkowicza.
- Korzystając z obecności mediów panie Witkowicz, domagam się od pana publicznych przeprosin za to, że zniszczył mi pan życie, właśnie poprzez media – powiedział. - Współczuję panu, ale nie mogę wziąć takiej odpowiedzialności na swoje barki i pan dobrze o tym wie. Sad apelacyjny we Wrocławiu przyznał nam rację, że w 80 procentach ma pan złe zeznania z własnym synem. Przyznał pan przed sądem, że czytał pan nasze zeznania w trakcie śledztwa, że pokazywane były nasze zdjęcia przed okazaniem. Jak tu można mówić o sprawiedliwym wyroku i sprawiedliwej karze? Ja nie wiem.
Po kilkunastu minutach sąd ogłosił wyrok.
- Sąd wymierza oskarżonemu Tomaszowi A. karę łączną w wysokości 7 lat pozbawienia wolności – odczytał wyrok sędzia Marcin Frankowicz. - Sąd orzeka od oskarżonego nawiązkę na rzecz pokrzywdzonych Jana Witkowicza w kwocie 2 tysięcy złotych i Łukasza Witkowicza w kwocie 20 tysięcy złotych.
Uzasadniając wyrok sędzia mówił o tym, że nie było żadnych wątpliwości co do tego, że Tomasz A. faktycznie brał udział w bójce i zaatakował Jana i Łukasza Witkowiczów. Wskazywali na to świadkowie, pokrzywdzeni, a nawet pozostali sprawcy. Co do pozostałych oskarżonych nie było pewności czy wzięli udział w pobiciu Witkowiczów. - Pokrzywdzeni sami do końca nie wiedzieli jaki był faktyczny przebieg tego zdarzenia – powiedział sędzia Frankowicz. - Na podstawie dowodów, po dokładnej ich analizie sąd doszedł do wniosku, że w chwili zadawania uderzeń pokrzywdzonym panom Witkowiczom oraz psikania gazem, pozostałych oskarżonych jeszcze nawet nie było fizycznie w miejscu dokonania tego czynu. Oni dobiegli tam później, kiedy było już po wszystkim.
Również trzeci poszkodowany w sprawie, jako sprawcę pobicia wskazał jedynie Tomasza A.
- Wyrok jest śmieszny – skomentował Tomasz A. - Prokuratura i wszyscy maczali w tym palce. Wiadomo. Nie ma co tu ukrywać.
Po tych słowach Tomasz A. został zakuty w kajdanki i wyprowadzony z sali rozpraw. Jego adwokat zapowiedział już apelację od wyroku.
- Z wyroku jesteśmy bardzo zadowoleni – powiedziała Marta Marszałek-Kołodziej, pełnomocnik poszkodowanych. – Uważamy, że kara siedmiu lat więzienia jest karą adekwatną i odpowiednią do stopnia winy Tomasza A. Kwestia roszczeń cywilnych miała dla nas drugorzędne znaczenie, bo tak naprawdę w tym długim postępowaniu chodziło o to, żeby sprawców ukarać.
Z wyroku zadowolony jest również Jan Witkowicz, który był obecny na każdej rozprawie, choć jak sam stwierdził, myślał, że wyrok będzie wyższy.
- To co dzisiaj usłyszałem od oskarżonego jest dla mnie szokiem – powiedział nam Jan Witkowicz. - Tak jakbym ja był czemuś winny. Od początku procesu spodziewałem się wyższego wyroku. 7 lat więzienia to dużo, ale za to co zrobił? I w dodatku niczego nie żałuje. My szliśmy tylko ulicą. To oni nas napadli, a nie my ich. Żebyśmy wiedzieli, że to się stanie, to byśmy w ogóle nie poszli do tej przychodni.
Jan Witkowicz zapowiedział również, że w procesie cywilnym będą walczyć o odszkodowanie od winnych.